Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
306
BLOG

ad Tokarczuk:jak uczyć się od Niemców wypierania faktów

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Polityka Obserwuj notkę 7

NOTKA OD GODZINY NIEWIDOCZNA NA S24 ||| WIĘC WLEPIAM NA NOWO

No świetnie, że pani Tokarczuk powiedziała, co powiedziała; że „możemy uczyć się od Niemców”, którzy „po wojnie zostali zmuszeni do tego, żeby naprostować swoją historię”.

Ale – uwaga! – czegoż to mamy się uczyć? Wszak oni wcale jej nie naprostowali, tylko skanalizowali narodowy wstyd. I wyparli fakty.

Tu przykład.

Kilka lat temu pewna młoda badaczka mieszkająca w Niemczech postanowiła napisać pracę dotyczącą dziedziny w Polsce bardzo zaniedbanej. Sporządziła mianowicie porządne, naukowe opracowanie wizualnej dokumentacji życia w   Warthegau  – „Kraju Warty”, czyli w Poznańskiem, które za okupacji Niemcy wcielili do Rzeszy.

Podczas kwerendy w niemieckich archiwach naukowcy, urzędnicy a także tak zwani „zwykli ludzie” wykazywali wobec badaczki wielkie zrozumienie, przyjazną usłużność, nawet sympatię.

Zdaje się jednak, że czynili tak przynajmniej również dlatego, że badaczka nosi żydowsko brzmiące nazwisko i ma semickie rysy (pochodzi z Bliskiego Wschodu, ale nie jest Żydówką). I z początku wszyscy sądzili, że zajmuje się – oczywiście – Holokaustem.

Od chwili, kiedy okazało się, że chodzi o Warthegau i Polaków, otwarte drzwi zaczęły się lekko przymykać, a naturalna przychylność lekko wyparowała. Kiedy zaś praca ukazała się drukiem i wyszło na jaw, że solidnie dokumentuje nieludzkie prześladowania Polaków, wokół badaczki powstała jakby zmowa milczenia. No, bo przecież wiadomo powszechnie, że Niemcy nie dopuścili się żadnych zbrodni na tych brudnych, niekulturalnych Polakach. Jeśli już, to brudni, niekulturalni Polacy pastwili się nad Niemcami tuż przed II wojną i na początku tejże, a pod koniec wojny zbrodniczo wypędzali Niemców z ojcowizny.

Fakt prześladowania Polaków nie istnieje w niemieckiej świadomości. I nie ma prawa zaistnieć, bo jest dla przeciętnej niemieckiej duszy nie do przyjęcia. Wyjawiany zaś – staje się obrazą i natychmiast się go wypiera.

Tak właśnie wygląda owo „naprostowanie historii”, o którym mówiła pani Tokarczuk. Niemcy pogodzili się z Holocaustem mocą swoistego prawnego obyczaju, rozkazu odgórnego, któremu są posłuszni i wedle którego biczują się publicznie oraz – ale to już tylko niekiedy – prywatnie, jako że stał się elementem  ich urzędowego rytuału. Ale poza tym są w swoich oczach doskonali i nieskazitelni, i generalnie jeśli mogą, nie przyjmują do wiadomości tego, co robili podczas II wojny. Tu dbają o swoje Dobre Imię konsekwentnie i bezwzględnie. Trudno ich nie rozumieć.

Ale nie można się z tym pogodzić. I nie piszę tego z zaciekłością. Mam w Niemczech przyjaciół, którzy wiedzą, jak było i mówią o tym. Ale niestety – tylko oni chcą pamiętać (nie mówię: przypominać publicznie) np. o zbrodniczej codzienności Kraju Warty, w którym na publiczne place zabaw wzbraniano wstępu „Psom, Polakom i Żydom”. Nie, Niemcy nie pamiętają i pamiętać nie chcą, bo Polska nie jest dla nich problemem i nie ma nim być. Problemem jest i ma być Europa, Rosja, Stany Zjednoczone, Rzym i Żydzi. Niemcy są przcież narodem światowym, a my nie liczymy się dla nich i mamy się nie liczyć.

*  *  *

A jaki z tego morał? Ano taki, że Polska wciąż nie odrobiła lekcji zaistnienia w świadomości świata. I to właśnie należy naprostować. Niemcy tego za nas nie zrobią, mają własne problemy.My zaś jesteśmy wielkim narodem i pewnych kompleksów mieć nie musimy. A mamy. Innych z kolei nie mamy, ale pani Tokarczuk   et    consortes   chcą je w nas wyrobić. 

A my nie musimy ukrywać tego, co w nas małe, bo byliśmy i jesteśmy wielcy. Nie trzeba jednak i nie można z ułomności tych czynić sztandaru.

Poza tym w innych sprawach ułomność naszego społeczeństwa była i jest spora. Dowód właśnie taki: że Polska wciąż nie zaistniała w opinii świata jako pierwsza ofiara Niemiec, a Polacy nie zaistnieli w opinii świata jako drugi po Żydach cel machiny zagłady. W rezultacie Polska, nie mając tego miejsca w wyobraźni świata, może być przedstawiana jako współuczestnicząca w zagadzie Żydów.

Tak jest, bo słabo się staramy. A oczywiście starać się ciężko jest, bo Niemcy to naród o dłuższej od nas tradycji i niezwykle trwałej, promieniującej na cały świat kulturze. Ich państwo to prawdziwe dzieło sztuki. Daleko nam do nich w tym względzie. Tymczasem zbrodnia niemiecka dokonana podczas drugiej wojny była gigantyczna i porównywalna jedynie ze zbrodnią sowiecką. Ale, no właśnie: to doskonałe państwo niemieckie potrafi zadbać swój o PR tak dobrze, iż na obecnym etapie to już PR sam dba o siebie i się nakręca. Nawet afera Volkswagena mu nie zaszkodzi. .

Każdy zaś naród, aby żyć i rozwijać się, musi pamiętać o swojej wielkości i dbać o nią – to oczywiste. Musimy więc zadbać o to, aby wielkość Polski była uznana i widoczna. Polska nie musi ukazywać się jako czysta niczym łza. Owszem, niech się biczuje. Każdy naród ma przecież swoje zbrodnie i swoich zdrajców. Każdy musi robić rachunek sumienia. Jak wyraził się mój ulubiony barokowy poeta, Wespazjan Kochowski, pisząc o bitwie pod Pilawcami:

Jako chwalne dziéła
Tak trzeba, hańba by pamiętną była.


Ale proporcje należy pokazać właściwie. A poza tym są rzeczy domowe i międzynarodowe. Dobre Imię jest sprawą i taką, i taką. Nie oznacza bezgrzeszności. Odnosi się do godności, do której mamy pełne prawo.Dobrze więc powiedziała pani Tokarczuk. Uczmy się od Niemców. Ale nie kłamstwa, ani nie urzędowego samobiczowania. Uczmy się umiejętmości dbania o Dobre Imię Narodu. Byle w zgodzie z faktami, nie wbrew faktom. I przede wszystkim w zgodzie z proporcjami zasług, niewinności i zbrodni, których nie wolno wykrzywiać. Tymczasem one właśnie są w tej chwili niezwykle silnie wykrzywiane. I proceder ów wykazuje tendencję wzrostową.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka