Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
243
BLOG

Wielki Piątek '45. Porwanie 16 przedstawicieli Polski Podziemnej. Wywiad z porwa

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

 

JK rozmawia z jednym z porwanych

...to kolejna rocznica porwania w Pruszkowie (27-28 III 1945), wywiezienia do Moskwy (29 III 1945), uwięzienia i osądzenia przed moskiewskim sądem Szesnastu przedstawicieli Polski Podziemnej. Był wśród Nich Stanisław Michałowski (1903-1984), mój Dziadek, wiceprzewodniczący Zjednoczenia Demokratycznego, jednej z partii Polski podziemnej.

- - - - - - - - - - - - -
[Ten wywiad, w dwu różnych wersjach, ukazał się już dwa lata temu, w dwu różnych wersjach: na salonie24 i we W sieci.  W jaki sposób powstał - patrz na koniec notki]

- - - - - - - - - - - - -

Jacek Kowalski: Stawiliście się na zaproszenie Sowietów „w stroju co najmniej wizytowym”, a oni załadowali was do samolotu lecącego na wschód. Co czuliście?


Stanisław Michałowski: Dobry nastrój i optymizm brały górę. Należałem do nielicznych sceptyków, ale krytyczne spostrzeżenia wymieniałem półszeptem.


Rosjanie coś deklarowali?

 

Przydzielony nam kapitan mówił: „lecicie do Moskwy na spotkanie z najwyższymi czynnikami, przypuszczalnie z ministrem spraw zagranicznych, będą tam rozmowy na temat składu rządu polskiego” i tak dalej.

 

Myslisz, że mowił szczerze?

 

Może to były jego domysły, ale raczej zależało mu, żebyśmy nie sprawiali kłopotów w podróży.

 

A twój przyjaciel, „Adam” Czarnowski, przewodniczący waszej partii, wierzył w to?

 

„Adam” spędził dzieciństwo w Moskwie i uważał się za znawcę sowieckich metod. Mówił: „to taki styl działania politycznego, traktowanie nas jako niby aresztowanych jest początkiem pewnego procesu, wszechwładne NKWD musi mieć czas, by nas bliżej poznać”.

 

A Ty?

 

Jako sceptyk sądziłem, że będziemy internowani, albo że w Moskwie dowiemy się o składzie rządu, dla którego będziemy zmuszeni wyrazić aprobatę. Na myśl mi nie przyszło, że staniemy przed sądem jako oskarżeni.

 

O czym rozmawialiście podczas lotu do Moskwy?

 

Między innymi o ewentuialnym podziale stanowisk ministerialnych między nasze partie.

 

Coś takiego!

 

Przecież w ramach podziemia rozważaliśmy te sprawy już od dłuższego czasu.

 

Powróćmy więc do tego czasu. Jako Zjednoczene Demokratyczne mieliście dwa mandaty w podziemnym parlamencie – Radzie Jedności Narodowej (RJN).

 

Byliśmy partią małą, ale nie do pogardzenia. Nasi ludzie zajmowali ważne stanowiska w Komendzie Głównej AK, zarówno „Adam” Czarnowski, jak i Tadeusz Żenczykowski, szef wydziału propagandy w Biurze Informacji i Propagandy (tzw. BIP). Podczas posiedzeń Rady „kokietowały” nas przyjemnie PPS i Stronnictwo Ludowe.

 

Ludzie PPSu pełnili wówczas ważne funkcje: zastępcy Delegata Rządu na Kraj i przewodniczącego RJN.

 

Ale na jednym z posiedzeń ludowcy i socjaliści oświadczyli, że opuszczą RJN, żeby podjąć próbę utworzenia „Centrolewu”, w skład którego weszłoby też nasze Zjednoczenie Demokratyczne…

 

…i chcieli rozmawiać z rządem lubelskim. Co na to reszta RJN?

 

Przebieg dyskusji miał być dramatyczny. Reszta za żadną cenę nie chciała tej zapowiedzi przyjąć do wiadomości, szczególnie Stronnictwo Narodowe. Ale ludowcy i socjaliści odpowiadali, że ze względu na zagrożenie komunistyczne uwtorzenie „Centrolewu” jest absolutną koniecznością. Przypomnę, że to właśnie m.in. z inicjatywy PPS jeszcze w 1943 roku powołany został Społeczny Komitet Antykomunistyczny. 

 

Ty także byłeś zdania, żeby samodzielnie rozmawiać z Lublinem?

 

Owszem, domagałem się nawet, żeby nasze Zjednoczenie samo ustosunkowało się do kwestii wschodniej granicy i chciałem nawiązania odrębnego kontaktu. Koledzy nabujali mnie wtedy mówiąc, że kontakt właśnie został nawiązany. Uwierzyłem i jako wiceprzewodniczący partii zacząłem sporządzać rejestr osób przewidzianych do przyszłych stanowisk rządowych.

 

To wszystko działo się w czasie, kiedy Sowieci opanowali już Warszawę...

 

…i powołali Komendanta Wojennego dla tego terenu. Jego nazwisko szybko stało się popularne w politycznych sferach naszego podziemia. Rezydował w Milanówku. Monitorował utrzymujące się jeszcze w stanie pogotowia oddziały Armii Krajowej i organizacje polityczne „obozu londyńskiego”. Oczywiście w celu likwidacji. Publikował też wezwania do ujawnienia i zdawania broni.

 

To było mało skuteczne.

 

Ale już wkrótce przy pomocy konfidentów i funkcjonariuszy wywiadu nawiązał kontakt i to nie z byle kim, bo z szefem Delegatury Rządu – Jankowskim. Zaproponował mu spotkanie z przedstawicielami poszczególnych partii politycznych. W tym czasie ludowcy już od szeregu dni rozmawiali podobno z jakimś sowieckim oficerem, który miał być wysłannikiem marszałka Żukowa. Sugerował, że kontakt z rządem lubelskim nie jest wskazany, bo dni jego są policzone i że w jego miejsce zostanie powołany nowy rząd.

 

Tak czy siak dzisiaj wiadomo, że od początku do końca była to prowokacja.

 

Sprawę przeniesiono na posiedzenie Komisji Głównej RJN. Jednak wyłoniły się poważne różnice zdań. Przedstawiciele PPS–WRN zajmowali  stanowisko wyraźnie opozycyjne, a przedstawiciele Stronnictwa Ludowego odmienne: że bezwzględnie należy kontakt nawiązać i przeprowadzić rozmowy. Nie było jednomyślności, więc skontaktowano się drogą radiową z Londynem. Odpowiedź była pomyślna i to ostatecznie sprawę rozstrzygnęło.

 

Bezpośrednie relacje – których nie mogłeś znać – podają te szczegóły nieco inaczej. Jaki miał być cel rozmów?

 

Mówiło się niby o zajęciu stanowiska w sprawie utworzenia przyszłego rządu według uchwał konferencji jałtańskiej, ale konkretnie tyle tylko, że marszałek Żukow jest zainteresowany spotkaniem z przedstawicielami politycznego podziemia.

 

Jak na to zareagowałeś?

 

Wtedy… no, dzisiaj, w roku 1979 sądzę, że kierownictwo obozu londyńskiego popełniło błąd przyjmując propozycję rozmów z czynnikami sowieckimi. Gdyby do tego nie było doszło, skład rządu tymczasowego, który się później ukonstytuował, byłby zupełnie inny. Kto wie, czy nawet nie mielibyśmy przewagi.

 

Jak wyglądały przygotowania?

 

Planowano wstępną konferencję, w której miały wziąć udział trzy osoby, tj. Delegat Rządu Jankowski, przewodniczący RJN Pużak oraz komendant rozwiązanej już AK generał Okulicki. Mieli omówić porządek obrad plenarnych, na które wybralibyśmy się wszyscy dzień później. Było zalecenie, by uczestnicy wystąpili w stroju co najmniej wizytowym.

 

Ale dlaczego Ty też poszedłeś? Nie byłeś członkiem RJN.

 

Nie chciałem iść, bo na Wielkanoc [1 IV 1945] planowałem wyjazd do żony i dzieci do Poznania. „Adam” zaczął mi wtedy kadzić, że z całego Zarządu mam najwięcej doświadczenia w takich sprawach. Już po powrocie z Moskwy dowiedziałem się, że koledzy po prostu bali się, żebym pod ich nieobecność nie nawiązał kontaktu z lubelskim Stronnictwem Demokratycznym…

 

No i?...

 

W nocy poprzedzającej konferencję miałem niespokojne sny. Śniło mi się coś w rodzaju białych niedźwiedzi. Rano około 10.00 nasza delegacja zebrała się na przystanku Elektrycznej Kolejki Dojazdowej w Pruszkowie. Nie zjawili się jednak Okulicki, Pużak i Delegat Rządu Jankowski.

 

Nie zastanowiło was to?

 

Z początku odrzucaliśmy sugestię, że zostali zatrzymani. Przecież w ten sposób władze sowieckie ujawniłyby swoje złe zamiary.

 

Dotąd pokutuje myślenie w tych kategoriach. Oni znają nas lepiej.

 

Ale nagle podszedł pracownik komórki naszego wywiadu, ujawnił się i powiedział, że według niego wszyscy trzej zostali aresztowani i że władze sowieckie zmierzają prawdopodobnie do ujęcia całego podziemnego kierownictwa. Rozważaliśmy: pójść czy rozejść się i czekać na powrót „Trójki”? Jeżeli nie pójdziemy, będą nas poszukiwać, wyłapią i pozamykają. Nie idąc narażamy „Trójkę” na represje. Uważałem, że należy umknąć, ale przeważyło zdanie, że skoro nasi reprezentanci wyrazili gotowość udziału w rozmowach, to nie możemy się cofać.

 

Nie wiedzieliście, że dzień wcześniej generał Sierow raportował do Berii: „jutro wszyscy delegaci Rady oraz osoby towarzyszące zgodnie z waszymi dyrektywami  zostaną doprowadzone na miejsce « narady »”. Tę „naradę” Sierow zapisał w cudzysłowie.

 

Poszliśmy więc do wskazanej willi NKWD. Na nasz widok wyskoczył sekretarz Delagata Rządu, Stemler-Dąbski. Był zdenerwowany i zarzucał nam, że się spóźniamy, ale co do trójki: Jankowski, Okulicki i Pużak – nic pewnego nie umiał powiedzieć. Potem zaczęli się zjawiać zaspani oficerowie sowieccy. Zdaje się, że nie wiedzieli, co z nami począć. Potem rozmawiał z każdym z osobna jakiś generał, wygłaszając głównie pretensje. Po południu zawieźli nas do jakiegoś opuszczonego mieszkania we Włochach, a rano na lotnisko. Wszyscy wsiedliśmy do jednego samolotu.

 

Sierow już raportował do Berii: „aresztowani są dostarczani do Moskwy”. A wy jeszcze rozmawialiście o podziale ministerstw…

 

Tak, najpierw z kolegą Urbańskim, reprezentantem naszej chadecji. On jako jedyny wiedział, że należę do powołanego przez Delegaturę Rządu Naczelnego Komitetu dla pewnych spraw, co do czego wolałem być wobec naszej grupy nie ujawniany. Mówiliśmy krótko, ale w „rękawiczkach” – i porozumieliśmy się. Potem „Adam” naprowadził rozmowę na nasz – to znaczy Zjednoczenia Demokratycznego – udział w rządzie. Przysiadł się też Stypułkowski, głośny przed wojną działacz Stronnictwa Narodowego. Sondował, na ile jego grupa może liczyć na nasze poparcie. Wreszcie konferowałem z samym „Adamem”. W resortach głównych (sprawy wewnętrzne, wojsko, sprawy zagraniczne, przemysł, finanse itp.) nie widziałem szans dla naszej partii, ale mieliśmy w Zjednoczeniu licznych specjalistów od Ziem Zachodnich i Prus Wschodnich, także od Polonii na terenie Rzeszy. Wyraziłem przekonanie, że w przyszłym rządzie trzeba będzie utworzyć szereg nowych ministerstw związanych z likwidacją skutków wojny, na przykład: dla spraw odszkodowań wojennych, dla spraw repatriacji ludności, dla spraw ziem nowych, które przypadną Polsce itp. W tych resortach moglibyśmy odgrywać rolę kierowniczą co najmniej na pozycjach sekretarzy stanów. Doradzałem też Czarnowskiemu, żeby starał się o ministerswto łączności.

 

A gdzie podział się Twój sceptycyzm?

 

Na wypadek aresztowania przeglądałem kieszenie, żeby nie mieć przy sobie nic kompromitującego. Uzgadniałem też z Czarnowskim treść naszych wypowiedzi czy zeznań.

 

Mówiliście o organizaji „NIE”?

 

Czarnowski tylko od niechcenia wspomniał, że ma mi coś jeszcze powiedzenia, ale ta nazwa dotarła do mnie dopiero w czasie rozprawy przed sądem sowieckim. Tymczasem zauważyliśmy, że nasi piloci są jakoś zdenerwowani. W końcu farbę puścił kapral. Gęsta mgła nie pozwala na lądowanie w Moskwie.

 

Skąd my to znamy.

 

Do tego chyba brak łączności radiowej i wyczerpujący się zapas benzyny. Zaczęliśmy rozważać, czy to będzie przygotowana celowo katastrofa, czy nieprzewidziany wypadek. Przychodził nam na myśl generał Sikorski. Jako ludzie podziemia uważaliśmy chyba wszyscy, że „wypadek” w Gibraltarze to był zamach.

 

Tym razem jednak udało się wylądować.

 

Samolot zaczął się gwałtownie obniżać, szarpnięcie, potem cisza. Gwar, ożywienie, zadowolone twarze. W asyście żołnierzy odstawiono nas na lotnisko, potem do pociągu. Wreszcie Moskwa. Na peronie podchodzi tęgi mężczyzna w meloniku i wita nas. Jesteśmy prawie oczarowani.

 

To byłby akt pierwszy. W akcie drugim podjeżdżają samochody, każą nam wsiadać, nalegają na pośpiech, ociągających się lekko popychają. Pytania zbywane są milczeniem. Wjeżdżamy przez jakąś bramę…  dostrzegam kraty w oknach. Pakują nas pojedynczo do kabin. Z późniejszej kariery więziennej wiem, że to były specjalne cele dla nowo przyjmowanych aresztantów.

 

Korzystam z zamieszania i udaje mi się początkowo wejść z Czarnowskim wspólnie do jednej celi. Szybko ustalamy jeszcze nasze zeznania. Zjadam ostatnie zapiski i notatki. Za chwilę otwierają się drzwi i funkcjonariusz widząc nas we dwóch podnosi  raban…

 

I zobaczyliście się dopiero na Sali sądowej. Czy podczas śledztwa was bili?

 

Nie. Ale nękali psychicznie i fizycznie. W mojej celi całą noc paliła się ostra lampa. Zdarzało się, że na przesłuchanie prowadzono długimi korytarzami przez jakieś piwnice – jakby na egzekucję w kazamatach.

 

Były przyjemniejsze momenty?

 

Owszem. Pewnej nocy podczas przesłuchania rozdzwoniły się alarmowe dzwonki. Oficer wypadł na korytarz. Po chwili wrócił. –  „No, Michałowskij, jak sądzicie, co się stało?” – „Pewnie wojna się skończyła?” –„Zgadliście”. Skończył przesłuchanie, nalał wódki sobie i mnie, i protekcjonalnie przeszedł do luźnej pogawędki. Zapytał, jak sądzę, co teraz będzie. Powiedziałem, że może i dla nas, aresztantów, nadejdzie lepszy czas. Zaznaczam, że to nie było 9, jak się dzisiaj oficjalnie podaje, ale jeszcze 8 maja.

 

Doskonała metafora sowieckiego„wyzwolenia”. Nic dodać.

 

O „PROCESIE 16”

- - - - - - - - - - - - - - - - -

Podczas konferencji jałtańskiej ustalono, że w Polsce powołany zostanie rząd złożony z przedstawicieli prosowieckiej PPR i politycznych stronnictw Polski Podziemnej. Miał tego dopilnować międzynarodowy Komitet. Ale Stalin postanowił uprzednio usunąć przywódców politycznego podziemia polskiego, „kompromitując” ich też w oczach świata. W dniach 27 i 28 III 1945 r. pod pozorem negocjacji politycznych zwabiono 16 przedstawicieli Rady Jedności Narodowej – podziemnego parlamentu – do siedziby NKWD w Pruszkowie, aresztowano i wywieziono do Moskwy w dniu 29 III 1945. W czerwcu w pokazowym procesie dziewięciu skazano na propagandowo niskie wyroki (od kilku do kilkunastu miesięcy więzienia), trzech uniewinniono, trzech otrzymało kary kilkuletnie, a generał Okulicki – ostatni komendant AK – skazany został na lat 10, ale zakończył zycie już 24 XII 1946 r., najprawdopodobniej zamordowany. Także Jasiukowicz i Delegat Rzadu na Kraj Jankowski zmarli w więzieniu. Alianci oczywiście nie kiwnęli palcem.

 

O WYWIADZIE

- - - - - - - - - - - - - - - - -

Wywiad ze Stanisławem Michałowskim (1903–1984), moim śp. Dziadkiem, przeprowadziłem wirtualnie na podstawie Jego publikowanych i niepublikowanych wspomnień oraz nagrań sporządzonych w latach 70. i początku lat 80 tudzież zapamiętanych rozmów. Stanisław Michałowski przed 1939 r. był m.in. wiceprezydentem Grudziądza, posłem na sejm i działaczem Związku Zachodniego. Podczas  wojny został oficerem KG AK, sprawował funkcje kierownicze m.in. w podziemnej organizacji „Zachód” (kryptonim „Kopalnia”) i Społecznej Organizacji Samoobrony (SOS), był też współzałożycielem i wiceprzewodniczącym podziemnej partii Zjednoczenie Demokratyczne, reprezentowanej w RJN. Uniewinniony w procesie moskiewskim, po powrocie do kraju był więzony w latach 1948-1952. W latach 1980-1981 zakładał NSZZ „Solidarność” Rolników Indywidualnych.

 

LISTA SZESNASTU: ostatni komendant AK generał brygady Leopold Okulicki, Delegat Rządu na Kraj Jan Stanisław Jankowski (Stronnictwo Pracy); Józef Stemler-Dąbski, sekretarz Delegata; Kazimierz Pużak (PPS-WRN), przewodniczący podziemnego parlamentu – Rady Jedności Narodowej; członkowie tejże Rady oraz reprezentanci partii: Antoni Pajdak (PPS-WRN); Kazimierz Bagiński, Adam Bień i Stanisław Mierzwa (ludowcy); Stanisław Jasiukowicz, Kazimierz Kobylański, Zbigniew Stypułkowski i Aleksander Zwierzyński  (Stronnictwo Narodowe; ostatni z wymienionych, aresztowany wcześniej, dołączył do „16” już w samolocie); Józef Chaciński i Franciszek Urbański (Stronnnictwo Pracy); Eugeniusz Czarnowski i Stanisław Michałowski (Zjednoczenie Demokratyczne).


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo