Rzecz niespodziewana i niesłychana. Albo zwykła w Polsce. Wypowiedź Kazimierza Ujazdowskiego piszą dziś na łamach Strony Głównej wpolityce.pl:
Na pytanie o szanse na reelekcję Donalda Tuska na stanowisku szefa Rady Europejskiej Ujazdowski wyraził przekonanie, że są one spore. Dodał też, że leży to w polskim interesie, gdyż potencjalny następca Tuska prawdopodobnie będzie przejawiał znacznie maniejszą wrażliwość na sprawy Europy Środkowo-Wschodniej.
Albo, albo. Albo mamy prawo i sprawiedliwość, albo mamy zapominanie zdrady/najgorszych uchybień politycznych w polityvce międzynarodowej i dawanie złego przykładu wszem i wobec. Nie można popierać Donalda Tuska i zarazem uważać go, obojetnie, czy a) za zdrajcę, czy b) "jedynie" za obciążonego poważnymi zarzutami, takimi, które każdego urzędnika kazałyby zwolnić i oddać pod sąd.
A co na to Kazimierz Ujazdowski? Z całym szacunkiem - czy uważa, że to tylko sprawa "zajadłości"? No chyba jednak nie tylko. Także elementarnej przyzwoitości.
WIDZĄC KOMENTARZE DOPISUJĘ JESZCZE JEDNĄ UWAGĘ.
PANOWIE KOMENTATORZY!
Jak można pytać, z czego Donald Tusk ma być rozliczony, o co winien zostać oskarżony? To jest dość jasne. Ci, którzy o to pytają poniżej - SŁAWOMIR KUREK, LUPIN1 etc - są albo mało rozgarnięci, albo raczej - jak myślę - zaślepieni ślepotą polityczną. Nie zamierzam zniżać się do poziomu tłumaczenia wszystkiego jak niemowlakom, ale częściowo trzeba powtórzyć. Otóż taka pani Kopacz za świadome zaniechanie wykonania podstawowych obowiązków w Smoleńsku po 10 IV 2010 powinna była natychmiast stracić stanowisko.
O tym co pani Kopacz i inni przedstawiciele / członkowie rządu robili / zaniechali, nie mówią plotki, tylko naoczni świadkowie, uczestnicy zdarzeń, także inni wykonujący /podejmujący decyzje, a namaszczeni przez PO (tutaj m.in. odsyłam do znanego wywiadu z wiceambasadorem RP w Moskwie oraz do własnej pamięci panów komentatorów).
Za to wszystko pani Kopacz powinna była stracić stanowisko, a za składanie fałszywych oświadczeń w sejmie i gdzie indziej - powinna była zostać oddana pod sąd. Zamiast tego dostała kopniaka w górę, czyli została premierem, a jej mocodawca, zapewne w obawie o swą nieszlachetną osobę, opuścił Polskę.
Dlaczego tak sie dzieje? Dlatego, że co któraś osoba z poprzedniej ekipy rządzącej zaangażowała się co najmniej w tuszowanie wykroczeń i/lub przestępstw związanych ze Smoleńskiem (inne sprawy tutaj pomijam, a jest ich niemało). Obciążonych osób są zapewne setki lub i więcej, i dlatego pani Kopacz wydaje się (?), iż może spać spokojnie, bo ma mnóstwo wspólników. Bo jeśli ktoś nie zareagował na oczywiste wykroczenia i/lub przestępstwa współrządzącego i kryje go (niepotrzebne skreślić), staje się współwinny.
To rzeczy oczywiste i jasne jak słońce. Tu nawet nie ma miejsca na jakieś niuanse. A mówimy o pionku jednak, a nie o tym, który przyjął odpowiedzialność za CAŁOŚĆ sprawy i przybijał żółwiki z panem Putinem (tego ostatniego nie uważam za wykroczenie, ale swoja ohydą poświadzca ogólny charakter sytuacji).
A że - owszem, na poziomie gminnym dzieje się często tak samo - że przykład idzie tak z góry, jak i z dołu...? Wszak teoretycznie za podobne rzeczy na szczeblu gminnym urzędnik wyleciałby na zbity pysk z roboty, wyrzucony przez szefa - i oczywiście są takie przykłady. Chyba że szef tego kogoś też okazuje się umoczony. No właśnie. I wtedy z wiadomych względów jest - jak jest.
Komentarze