Nasi przyjaciele esemesowali tuż po premierze filmu, po wyjściu z Teatru Wielkiego:
„Film częściowo dokumentalny, niezły, sprawny, porządkuje, opowiada, ale szału nie ma. Momenty poruszające”.
A dziś rano pani z „Wyborczej” napisała, w tle urągliwych tytułów, podtytułów, komentarzy i fotografii:
„Najgorszy film, który miałam okazję widzieć w kinie. […] Film jest koszmarnie chaotyczny […] Dla osób słabiej znających historię katastrofy smoleńskiej, film będzie po prostu niezrozumiały.”
Wynikałoby z tego, że ta pani raczej „słabiej” zna historię katastrofy, niż inni. A miara wzięta z wściekłości GW pokazuje, że film pewnie nie jest zły; jaki jest w istocie, czas pokaże. Doświadczenie uczy, że pierwsze emocje (tych i tych) nigdy nie pozwalają na jasne rozeznanie. Skądinąd po „prawej stronie internetu” żadnych oficjalnych recenzji jeszcze nie czytałem. Chyba nie pokazały się, w każdym razie nie na wierzchu. Więc jednak za wcześnie na to?
Oczywiście pójdę i zobaczę.