Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
2265
BLOG

Wyborcza musi przeprosić Lecha. Ale fajnie! (i do tego słowa mego przyjaciela)

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Polityka Obserwuj notkę 30

Afera znana była od dawna. Teraz się tylko ostatecznie sądowo rozwiązała. [http://wpolityce.pl/media/284679-gazeta-wyborcza-musi-przeprosic-za-artykul-o-kibicach-agora-przegrala-w-sadzie-z-lechem-poznan]. To dobry przypis do słów jednego z moich duszpasterskich przyjaciół (serdecznych & muzycznych, ale od dawna bardzo rzadko widywanych), który przy ostatniej okazji zapytał mnie z przekąsem, czy jeszcze gram i śpiewam, a potem dodał: „pewnie głównie dla kiboli?”

Pytanie zostało zadane niewątpliwie po to, żeby się pozłośliwić i poczynić przytyk sugerujący, że granie dla kiboli samo w sobie jest po prostu haniebne, bo to prawie kryminaliści. Przytyk umocnił mnie w żywionym od dawna przeświadczeniu, że opinie mego przyjaciela – nie tylko o kibolach – ukształtowała głównie GazWybor i chyba nadal je kształtuje. Kiedy parę lat temu dowiedział się, że będę miał wykładokoncert dla dyskusyjnego klubu kiboli Lecha (żadna sztuka dowiedzieć się było, rzecz odbywała się oficjalnie, rozsyłałem zresztą znajomym mejlowe zaproszenia, podobnie jak na inne spotkania), uznał rzecz za skandal i widomy dowód na to, że jego przyjaciel ostatecznie zwariował. A że od dawna przy okazji rzadkich spotkań spieraliśmy się (nie: raczej wymienialiśmy półsłówkami przycinki, dłuższej dyskusji nie było) o PO i PiS, miał okazję – w swoim mniemaniu – zatriumfować.

Pomijając przykry fakt, że słowo „kibol” rozumiane bywa dziś niewłaściwie (w gwarze poznańskiej nie oznacza bynajmniej niekulturalnego kibica, jak się niestety powszechnie przyjęło je rozumieć, także gdzieniegdzie w Poznaniu), to przyznam, że sprawa mnie rozbawiła.

Tak dla porządku: niestety nie jestem, nie byłem i nie będę kibicem, przykre to i może nie należy się do tego przyznawać, ale piłka nożna i inne sporty są mi do bólu kompletnie obojętne, choć rozumiem ich wagę dla „narodowego ducha”. Na żadne mecze nigdy nie chodziłem i nie chodzę, a ich terminy i wyniki nie są mi zazwyczaj znane. A wyczyny pseudokibiców oczywiście mnie bolą oraz budzą protest wewnętrzno-zewnętrzny. także jako historyka sztuki (oberwało się wszak od tych pseudokibców ważnym zabytkom w centrum Poznania!). 

Zatem i dla mnie zaskoczeniem było zaproszenie od klubu kibola, wystosowane przez księdza kapelana tegoż klubu. Zaproszenie przyjąłem wyłącznie z przyczyn pozapiłkarskich, bo inaczej być nie mogło, ujęty samym pomysłem, żeby kibolom mówić o Sarmacji, no i bardzo ciekaw, jak to będzie. Okazało się, że kibole – przynajmniej w tym ponad stuosobowym gronie, które przyszło na spotkanie w przykościelnej salce, a ufam, że owo grono było jakoś reprezentatywne – to ludzie inteligentni oraz żądni wiedzy, nadto zaś mający w swoim (na tej salce obecnym) składzie licznych inteligentnych studentów (m.in. z wydziału Prawa) i paru młodszych pracowników nauki. Wykształciłem sobie wówczas nowe zdanie o środowisku, o którym, jak się okazało, nie miałem zielonego pojęcia, a któremu po prostu urobiono złą opinię.

Po tym spotkaniu długo chodziłem w pozyskanym wówczas szaliku kiboli Lecha – w klubowych barwach, z pięknym orłem (póki mi się nie zgubił). Z satysfakcją – i oczywiście z przyczyn całkowicie pozasportowych. Dziś też mam niezłą satysfakcję, czytając wiadomość o wyroku w sprawie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka