ks. Mieczysław Matuszek, wiele lat po powstaniu wlkp., wiele lat przed śmiercią w Dachau | fragm. foto z arch. rodziny autora
ks. Mieczysław Matuszek, wiele lat po powstaniu wlkp., wiele lat przed śmiercią w Dachau | fragm. foto z arch. rodziny autora
Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
525
BLOG

POWSTANIE wlkp ZNÓW KONIECZNE czyli PRECZ Z KOMUNĄ de novo

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Polityka Obserwuj notkę 2

 

 

| wstęp: czyli –
dzienniczek i xiądz anno 1918 |

 

Ostatnio wpadł mi w ręce szkolny dzienniczek mojego Dziadka. Pod datą 19 grudnia 1918 czytam zapis czerwonym atramentem: „St.[anisław] w ubiegłym kwartale dobrze się prowadził.  X. Matuszek, prefekt”. Poniżej podpis mojego pradziadka Franciszka – poświadczenie rodzicielskiej kontroli. Potem – dalsze zapisy szkolne z roku 1919.

 

Pomiędzy tymi dwiema datami (grudzień 1918 i dalsze tygodnie roku 1919) wydarzyło się powstanie wielkopolskie, którego mój Dziadek, wówczas kilkunastoletni gimnazjalista, był świadkiem. Przypominam sobie jego opowiadanie – o nocnym szyciu polskich chorągwi podczas świąt, o wymarszu Kompanii Kórnickiej do Poznania popołudniem dnia 27 grudnia, czyli w ówczesne Trzecie Święto Bożego Narodzenia. Przypominam sobie księdza Mieczysława Matuszka – jego szkolnego prefekta ze Śremu, który postrzegany był podówczas, tak przez Polaków, jak i przez Niemców, jako jedna z głównych osób reprezentujących interes narodowy polski w miasteczku. Ksiądz Matuszek został potem proboszczem w rodzinnym dziadkowym Kórniku, aby w kilkanaście lat później zginąć w Dachau.

 

Przymierzam tamte czasy do dnia dzisiejszego.

 

| czytania świąteczne: czyli
klasycy aktualni |

 

Bo właśnie urządziliśmy sobie świąteczne czytania. Wcale nie powstańcze, i nie tylko z Ewangelii – także i z klasyków. Pomiędzy klasykami był mistrz Konstanty Ildefons z ulubioną „Zaczarowaną dorożką”. Przy okazji jednak wpadły w oko inne jego wiersze. Na przykład „Powiastka o czterech wytrwałych reakcjonistach”. Zerknąwszy, zaleciłem dzieciom obowiązkową lekturę:

 

Czterej wytrwali reakcjoniści

postanowili urządzić wyścig 

 

na ciemnogrodzkim stadionie, lecz nie

naprzód, jak trzeba, tylko w tył, wstecznie. […]

 

Ponure ciotki, badaczki kałów,

i dwa tysiące stu klerykałów,

 

i spekulanci, i organiści –

wszystko to chciało oglądać wyścig […]

 

I tak dalej. Dzieci przeczytały i nie zdziwiłem się, iż orzekły natychmiast: „to jakby Oni teraz pisali”. Tak. W wierszu z lat stalinowskich tli się atmosfera licznych ostatnio wypowiedzi medialnych & niektórych towarzyskich na temat Kościoła, katoli, prawaków etc. Owa atmosfera pełna przekonania, że „katole” to wprawdzie ludzie przegrani, bo występujący przeciwko postępowi, który jest przecież „nieuchronny”, „nieodwołalny” – ale że wciąż są niebezpieczni i że trzeba z nimi słowem i czynem walczyć.

 

| różnice i zagrożenia |

 

Wyjaśniłem dzieciom, że teraz jest jednak lepiej – dziś np. pan H. & pani Ś.  et  consortes mają co prawda wsparcie mejnstrimu, który pakuje ludziom kał do mózgu, ale z drugiej strony mamy jeszcze niebanalne możliwości riposty, nadto wciąż nie zamykają nas za poglądyw więzieniach. Podczas gdy zacny Konstanty Ildefons pisał „Powiastkę” kpiąc z ludzi, których prześladowano, więziono, torturowano. W tym z księży (choć o tych ostanich rzadko wyrażał się bezpośrednio trzeba mu przyznać).

 

To, oczywiście, kolosalna różnica. Tym niemniej nie ma się co zbytnio pocieszać. Wojna została wypowiedziana: przeciwko wierze, Kościołowi, Prawdzie, Dobru i Pięknu (no i szczególnie przeciwko księżom)podniesiono piekielne sztandary ignorancji, kłamstwa i złej woli. To już nie ostrzał artyleryjski – to zdecydowana ofensywa, która, toutes   proportions   gardées, przypomina tamtą, z przełomu lat ’40 i50. Oraz pod pewnymi względami przypomina jako żywo Kulturkampf.

 

A wszystko to dzieje się w atmosferze aplauzu i nagonki czynionej rękami pożytecznych idiotów & medialnych gnojków. Są wśród nich zarówno przedstawiciele dawnej komunistycznej nomenklatury, jak byli PRLowscy opozycjoniści obecnie zaś zwolennicy „prawdziwej rewolucji”. Czyli postępu etc.

 

Zarazem rząd i większość sejmowa przygotowują ustawy i rozporządzenia, które w niedalekiej przyszłości pozwolą jednym przeciwnikomzamknąćusta, a drugich w ogóle pozwolaą zamknąć. A to już naprawdę nie żarty.

 

| objawy:
podobieństwa proste do lat stalinowskich |

 

Podobieństwa do lat stalinowskich są naprawdę zastanawiające. Po części zresztą są to także podobieństwa do „inteligencko-rewolucyjnych” działań podejmowanych na Zgniłym Zachodzie przez wszelakiej maści cyklistów & progresistów & pacyfistów & lewaków, których inspirowali & finansowali towarzysze z ZSRR. Nie lekceważyłbym i obecnie intensywnego wsparcia lewactwa ze strony rosyjskich służb. To wsparcie bez wątpienia istnieje, pytanie o jego zasięg – bo oczywiście mamy też i wsparcie ze „Zgniłego Zachodu”. Lecz do rzeczy, czyli do objawów.

 

Oto na uniwersytecie pojawia się bojówka, zakrzykująca wykład o „niesłusznej” treści. Bojówka ta zyskuje wsparcie mediów głównego nurtu i wyciąganych przez media do tablicy „licznych naukowców”.

 

Oto pod pozorem wcielania w życie „naukowego” światopoglądu wprowadza się w przedszkolach nowe ścieżki edukacyjne, z gruntu niechrześcijańskie i amoralne. Oczywiście oficjalnie chodzi tylko o szerzenie wolności, równości i braterstwa – co jest kłamstwem obliczonym na pozyskanie społecznej akceptacji. Wszystko to, znowu: zyskuje wsparcie mediów głównego nurtu i wyciąganych przez media „licznych naukowców”.

 

Oto te same media – przy współpracy różnych ludzi, w tym wspomnianych „naukowców”  – czynią starania, aby zniwelować wpływ Kościoła Katolickiego i Wiary na społeczeństwo polskie, albo wręcz całkiem zniszczyć Kościół. Per  fas  et  nefas.

 

| droga walki z Kościołem nr 1:
zohydzenie |

 

Podstawową drogą prowadzącą do tego ostatniego celu okazuje się zmaksymalizowanie negatywnego przekazu na temat kapłanów i biskupów, tak aby odechciało im się pokazywać i wypowiadać publicznie. Stąd jakiekolwiek, choćby domniemane przekroczenie prawa przez któregokolwiek księdza będzie wyławiane i nagłaśniane, a nadto wszelkie preteksty do „przywalenia” księdzu lub biskupowi będą dobre. Proces, konflikt, sprzeczka którejkolwiek kurii biskupiej z kimkolwiek będzie relacjonowany niekorzystnie dla Kurii, a ludzie będą mobilizowani do protestów wobec „wszechwładzy” i „pazerności” kleru.

Częściowy efekt zastraszenia został tu już nawet osiągnięty – księża coraz niechętniej wychodzą na świat Boży w sutannach, bo ubrani w nie stają się coraz częściej obiektem łatwych i publicznych, acz na razie raczej tylko słownych ataków.

 

| droga walki z Kościołem nr 2:
podział |

 

Drugą z dróg jest uparte wtłaczanie ludziom do głów podziału polskiego Kościoła na ten „dobry” i ten „zły”. Jest to także takie „dawanie szansy na siedzenie cicho” tym spośród ludzi Kościoła, którzy dadzą się zastraszyć lub tym, którzy chcą mieć święty spokój. Także i tu wszystkie sposoby są dobre. Manipulacja, kłamstwo, przeinaczanie faktów, w tym cytowanie wypowiedzi zdeklarowanych agnostyków, ateistów i antyklerykałów – jako głosów ludzi „zatroskanych” o Kościół i jego dobro– to widzimy nagminnie.

 

Przy czym, z jednej strony mamy próbę stworzenia i pogłębienia podziału pomiędzy episkopatem a wiernymi, poprzez głoszenie wewnętrznego podziału episkopatu. Stwarzanie wrażenia, że ten podział odpowiada podziałowi na tych, którzy popierają – by tak rzec – „księdza Lemańskiego i gender” oraz tych, którzy są zgniłą konserwą. Z drugiej strony – mamy próbę przekonania ogółu wiernych, że polski episkopat nie reprezentuje „papieskiej linii”, a nawet, że jest wrogi wobec papieża, ba, papieżowi nieposłuszny.

 

Dodajmy, że bardzo podobnie działały służby komunistyczne podczas ostatniego soboru. Także i wówczas służby korzystały z usług niektórych „katolickich” dziennikarzy (czasem zresztą działających, o mój smuteczku! w dobrej wierze). 

 

| remedium: czyli
obrona, modlitwa, powstanie |

 

Owszem, prawa strona nie jest bezbronna. Przeciwnie. Ba, jest silniejsza, niż mogłoby się wydawać. Ale to jej właśnie grozi największe niebezpieczeństwo.

 

Piszę to w rocznicę powstania wielkopolskiego – i mi się kojarzy. Było to powstanie udane, którym aż za bardzo lubimy się chlubić & chwalić. Tymczasem także i ono nie miało stuprocentowych, pewnych widoków na zwycięstwo. Tymczasem także i ono było swego rodzaju szaleństwem. Bo Niemcy, mimo klęski – były silne; krótki epizod rewolucyjny szybko minął, polskie powstanie łatwo mogło zostać zgniecione.

 

Nie stało się tak z wielu względów. Zaważyła, owszem, geopolityka, ale gdyby nie szaleńcza śmiałość samozwańczych dowódców w pierwszych dniach powstania – rozważni wielkopolscy politycy z Naczelnej Rady Ludowej (ludzie, dla których skądinąd żywię wielki szacunek) powstrzymaliby walkę. A to w imię działań legalnych, zgodnych z procedurami, w oczekiwaniu, że i przeciwna, niemiecka strona będzie działała lege  artis. I że w ramach międzynarodowych rozmów pokojowych jakoś wyprocesujemy polską Wielopolskę. 

 

Ale gdyby przeważyły wówczas spokój i umiarkowanie członków Naczelnej Rady Ludowej – niewykluczone, iż los Wielkopolski wyglądałby zupełnie inaczej. Może stalibyśmy się prowincją Republiki Weimarskiej? A potem III Rzeszy? I w efekcie skutecznie wynarodowieni, albo fizycznie zlikwidowani, bo Hitler miałby na to o wiele więcej czasu?

 

Ale jednak powstanie temu zapobiegło.

 

Kiwam głową. I myślę, że także i dziś, potrzeba w Polsce zwycięskiego, choć moralnego, a nie zbrojnego powstania. Mówię mimo wszystko o powstaniu, bo sytuacja wymaga działań mocnych i nadzwyczajnych, radykalnych – choć bez użycia broni i bez użycia siły. A jednak niewykluczone, że trzeba będzie, odwołać się do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Mocnego nieposłuszeństwa. A zarazem do Kościoła. I do księży. takich, jak śp. ks. Mieczysław Matuszek. Oni stanowili wówczas wielkie zaplecze dla Polaków. Zaplecze pewne i - jak się okazało, skuteczne. Choć nie jedyne. Bo przecież to nie oni byli wówczas najbardziej radykalni. I nie od tego też są księża; ale też nie może ich w takiej chwili zabraknąć. 

Stoimy bowiem – jak niegdyś nasi przodkowie w roku 1918 – wobec alternatywy: albo będziemy jako społeczeństwo solidarnie reagować, albo milcząco przyzwolimy na klęskę. W naszym przypadku klęska oznaczać będzie dechrystianizację i wynarodowienie zarazem; nasi przeciwnicy gotowi są przeprowadzić je na przekór wszystkiemu, po części środkami administracyjnymi – po części zaś jakimi się da. Mają zaś potężne wsparcie mediów i nie tylko.

 

Skoro zaś zniszczenie może być totalne – to odpowiednio totalna powinna być nasza mobilizacja. Wielka też powinna jej towarzyszyć modlitwa. Wiara bez uczynków jest martwa, tak samo uczynki bez wiary. Obecnie czas wykazać się i uczynkami, i wiarą. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka