Tyle tego... na taki mały Krzyż. Wrzesień AD 2010.
Tyle tego... na taki mały Krzyż. Wrzesień AD 2010.
Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski
1695
BLOG

Krzyż przed pałacem. Podsumowanie osobiste

Jacek Korabita Kowalski Jacek Korabita Kowalski Polityka Obserwuj notkę 83

PRELIMINARIA.

Kiedy w sierpniu roku 1980 usłyszałem, że robotnicy Stoczni im. Lenina zawiesili na bramie swojego zakładu portret Jana Pawła II, doznałem uczucia swego rodzaju zawstydzenia i konsternacji. Co ma jedno do drugiego: polityka z religią? związki zawodowe z papieżem? to „nie uchodzi”, pomyślałem sobie. Ba: mimo antykomunistycznych pogladów, zmanipulowany byłem przez komunistyczną rzeczywistość. Potem żenował mnie (z początku) widok wielkiego różańca na szyi Wałęsy i ogromnego, odpustowego długopisu z „pływającym papieżem”, którym to długopisem Wałęsa podpisywał porozumienia sierpniowe.

 

Nie pamiętam, kiedy zażenowanie przeszło w zadowolenie i dumę, i w poczucie, że TAK właśnie miało być i że TAK być powinno. We wdzięczność dla tych, którzy zawiesili krzyże i powkładali na szyje różańce. I w cichy rechot z przewrotności historii – z tego, że tak zwani „komuniści” musieli negocjować pod deszczem święconej wody, skręcając się z wściekłości, a deklarując, że nic to. Ta przemiana przyszła w ciągu kilku... dni? miesięcy  dopiero?... Nie pamiętam.

     

ODSŁONA PIERWSZA.

Podobne uczucie zażenowania dopadło mnie na wieść o „obronie Krzyża” pod pałacem prezydenckim. Wydawało mi się, że jacyś nasi Katolicy-Polacy robią niepotrzebną burdę w momencie najmniej odpowiednim i na dodatek z użyciem symbolu wiary.

 

Zastanowiło mnie jednak – dlaczego moje małoletnie dzieci, po obejrzeniu krótkiego, filmowego reportażu na stronie www. GazWyboru, reportażu, który zawierał wypowiedzi obrońców Krzyża sprzed prezydenckiego pałacu – otóż moje dzieci wyraziły z miejsca bezwiedną, emocjonalną solidarność z tymiż to wyśmiewanymi obrońcami Krzyża. Nie, żeby wszystko akceptowały – ale jakoś blisko im do nich było. A nie do redaktorów, którzy obrońców lekko (na razie lekko) wyśmiewali.

 

Zapisałem to na stronie internetowej, a zyskałem komentarze znajomych, katolickich jak najbardziej i antyplatformerskich blogerów, w rodzaju: „…to co, sam jesteś na poziomie dziecka? popierasz rokosz pozakościelny? no zastanów się, przecież ci ludzie są nieposłuszni wobec biskupów...” Tak bym to streścił.

 

ODSŁONA DRUGA.

Ale to był tylko początek. Rychło – w ciągu kilku dni, pod wpływem wiadomości napływających spod Krzyża – ci sami blogerzy zaczęli patrzeć na sprawę inaczej. Ja też. Zdecydowanie. Nagle obrońcy Krzyża urosli w naszych oczach, bośmy zobaczyli skalę manipulacji i problemu. A rzekome przeciwstawianie się kościelnej hierarchii – przestało być uważane pośród nas za takowe. Dlaczego?    

 

Dlatego, że zrozumieliśmy, iż doszło do niezrozumienia intencji. Niezrozumienia, które do dziś służy GazWyborowi za narzędzie mieszania i pociemniania. Dziś pisze GazWybor:

 

Od początku problemem była kwestia tego, co zrobić z krzyżem. Środowiska skupione wokół PiS żądały jego pozostania przed pałacem do czasu budowy tam pomnika na cześć ofiar katastrofy. Środowisko skupione wokół prezydenta Komorowskiego i Platformy Obywatelskiej argumentowało, że lepszym miejscem dla krzyża będzie kościół.

 

Powiedziałbym inaczej. Od samego początku zaistniał dla środowiska PO problem, co i jak zrobić z PAMIĘCIĄ po 10 kwietnia. Pozostawić ją na ulicy… czy wepchnąć w zamknięte mury kościelne? Krzyż smoleński najwidoczniej kłuł w oczy.

 

I stało się. Komorowski rzekł: „Krzyż przed Pałacem Prezydenckim to symbol religijny, więc zostanie we współdziałaniu z władzami kościelnymi przeniesiony w inne, bardziej odpowiednie miejsce”. I zapytano zaraz: czy znak Wiary może widnieć w miejscu publicznym? Jakby nie było widać, że na Krakowskim Przedmieściu i w całej Warszawie pełno jest takich znaków Wiary (i Pamięci zarazem) w miejscach publicznych – i jakoś nikogo nie rażą.

 

I tu, niestety, na samym początku konfliktu kilku przedstawicieli hierarchii dało się zmanipulować: przyjęli od GazWyboru i Komorowskiego „dar Krzyża” niczym dar konia trojańskiego. A potem trudno im było się wycofać. Czy można się dziwić, że tych kilku hierarchów, zresztą sprzyjających PO (co wiadomo skądinąd), wzięło za dobra monetę słowa „wierzącego” prezydenta Komorowskiego, któremu ufali? I za to dostali od środowiska GazWyborowego po głowie. Bo tłum (nie równoznaczny zreszta wcale z właściwą grupą "obrońców Krzyża") nie chciał im Krzyżaoddać, gdy zaś hierarchowie spasowali i sama Kuria warszawska wyznawała publicznie, że przecież nie jest stroną w tym sporze – co jako żywo było i jest prawdą – to nagle okazywało się, że wedle GazWyboru Kościół unika odpowiedzialności za to, co katolicy wyrabiają pod Krzyżem…  że „umywa ręce” (cytat dosłowny!). A pewien katolicki autor na łamach GazWyboru głosił: „Od hierarchów Kościoła wraz z kompetentną władzą państwową oczekuję szybkiego rozwiązania konfliktu o krzyż na Krakowskim Przedmieściu”.

 

A przecie prawdę pisała kuria warszawska. Nie był to krzyż należący do Kościoła, Kościół nie był tutaj też stroną. I być nie powinien. Tę tezę wymyślił sobie Były Pełniący Obowiązki Prezydenta RP. Gdyby nie zabrał głosu – sprawy by nie było. Krzyż by sobie stał do dzisiaj. Zastanawiano by się tylko i co najwyżej nad tym, jakiego rodzaju pomnik ma Go zastąpić. No, ale do tego właśnie dopuscić nie należało...

 

ODSLONA TRZECIA: bufetowy chichot historii

Na dobitkę teraz przypominają się dosłownie poprzednie sławne Krzyże, które chciano w Warszawie „usunąć”, te z obecnego Placu Piłsudskiego i sprzed kościoła Wizytek, owe kwietne, które stały się znakiem „Solidarności”. Trudno o gorszą analogię niż ostatnia. Wszak w tym momencie władze (konkretnie: Były Pełniący Obowiązki Prezydenta RP do spółki z Bufetową) postawiły swoje biedne służby porządkowe po tej stronie, po której stało ZOMO, dokładnie wedle proroctwa prezesa. Ale Pełniący, ani Bufetowa przy okazji tych wszystkich prowokacyjnych decyzji okołokrzyżowych, proszę zwrócic uwagę: nie pokazywali się publicznie. Ta ostrożność - dziwna i co najmniej niechwalebna - od samego początku dawała znać o braku odwagi cywilnej . Nie wspominając o braku racji Byłego Pełniącego i Bufetowej..  Toutes proportions gardées, przychodziły mi w takich chwilach słowa: "gdzież jest ten, co... tłumy te wyprawia... czy pierś sam nadstawia?" Ale aż śmiech brał człowieka zaraz, bo zestawienie jest (tragi)komiczne. Ani osoby nie przystają do tamtych z wielkiego wiersza - ani służby  nie mają  aż tak haniebnej roli do zagrania, aczkolwiek mają rolę wstrętną, na którą naprawdę nie zasłużyły. Vide ostatni film o gaszeniu i wyrzucaniu zniczy.

ODSŁONA CZWARTA: Krzyż świadectwem Czasu i Miejsca

Odsłona dopisana jako postscriptum wskutek przywołania ważnego faktu przez jednego z komentatorów,  pana wg1991.

Krzyż został przeniesiony do kościoła św. Anny. Stoi tam, jak pisze mój adwersarz, "wykorzystany i porzucony". Oóż  właśnie chciałem o tym napisać, ale zapomniałem - niczym Słoń Trąbalski.

Mój syn, już po "przeniesieniu" (czy raczej usunięciu) Krzyża spod pałacu, zapytał mnie: "tato, czy jak za sto lat będa oprowadzali wycieczki po pałacu prezydenckim, to  o tym krzyżu też będą musieli opowiadać?"

Otóż właśnie: jak będą oprowadzali po pałacu, a nie po kościele św. Anny. Bo tam, przed pałacem, jest miejsce tego Krzyża, z kórego to miejsca na rozkaz beżbożników i ludzi bez honoru został wyrwany.

"Samotny" Krzyż w kościele św. Anny to właśnie potwierdza, o tym świadczy. Ten wniosek , ta refleksja nie opuszcza mnie od wysłuchania Rzepowego wywiadu z arcybiskupem warszawskim, kędy to ów  hierarcha ze zdziwieniem wskazał na brak modlacych się pod tym Krzyżem, postawionym obecnie w kościele.

No właśnie. Ów brak modlących się potwierdza to, co napisałem powyżej.

Ten Krzyż miał i ma znaczenie jako upamiętnienie miejsca. Bowiem szczególne znaczenie ma własciwe miejsce Tego Krzyża, z którego tenże Krzyż został przemocą zabrany. Nie "wykorzystany i porzucony" - lecz wydarty z miejsca, w którym winien być, z którym zrósł się i które upamiętnia. I do którego - jestem przekonany - niemal na pewno prędzej czy później powróci na stałe. W mniej lub bardziej dramatycznych okolicznościach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka